Coś czuję, że gdyby to był nasz pierwszy Złombol, to napewno byłby też ostatnim :)))
Jak pisałam wcześniej jesteśmy w Noja. Dojechaliśmy do mety. Aczkolwiek wczorajszy dzień również nie należał do spokojnych. Krokodyl przy prędkości około 110 km/h zgasł nam na francuskiej autostradzie i za nic nie chciał odpalić. Mieliśmy niesamowite szczęście, że tuż obok był zjazd na drogę techniczną, mogliśmy analizować i próbować odpalić auto w bezpiecznym miejscu. Nie odpalał. Sprawdziliśmy bezpieczniki, wymieniliśmy czujnik położenia wału parząc i raniąc przy tym ręce. Bez zmian. Na szczęście zobaczyła nas ekipa Frywolnie Sunący Oddzialik i scholowała na najbliższy parking - był tylko 2 km od nas. Kolejny dobry zbieg okoliczności. Na parkingu czekała na nas już załoga Zenolop. Po krótkiej analizie i braku rezultatów poddaliśmy się. Rozdysponowaliśmy ogórki (nasz złombolowy talizman), po słoiku dla każdej załogi i zdecywaliśmy o zamówieniu lawety... Ponieważ było zagrożenie, że na parkingu spędzimy dwa lub trzy dni (czekając na lawetę która zabierze Krokodyla do Polski) poprosiliśmy ekipę Rychla Basieńka, która była jeszcze za nami o przywiezienie nam zapasów (na parkingu była tylko toaleta i stoliki)..
Czekaliśmy i główkowaliśmy dalej wiedząc, że mamy czas do momentu aż nie skończy się światło lub nie padnie nam akumulator.
Diagnozowaliśmy dalej auto. Chyba w duchu nadal mieliśmy nadzieję, na dobre zakończenie. Zdemontowaliśmy przepustnicę, żeby mieć dostęp do elektrycznych połączeń wtryskiwaczy (były one podejrzane ponieważ komputer wskazywał błąd numer 17 - uszkodzenie wtryskiwacza lub wtryskiwaczy). Nie znaleźliśmy żadnych nieprawidłowości. Dawid wpadł na pomysł, żeby podmienić miejscami przekaźniki wentylatora oraz wtrysku bo są takie same. Po złożeniu wszystkiego w całość okazało się, że Pan Hrabia nagle odpalił. Wentylator też działał poprawnie. Chwilę później dojechała do nas Rychla Basieńka. Wspólnie ustaliliśmy, że będą asekurowali nas do następnego zjazdu gotowi na ewentualne holowanie. Bo nie wiadomo co Pan Hrabia wymyśli. Na szczęście nie było konieczne. Basieńka kontynuowała jazdę autostradą, a my zdecydowaliśmy się na dalszą jazdę drogami lokalnymi. To nie był koniec naszych kłopotów. Przycinała nam się przepustnica, w trakcie usuwania tej usterki powstał problem z wyciekiem płynu chłodniczego. Finał finałów wszystko udało się opanować, a my zdecydowaliśmy postawić na jedną kartę i wróciliśmy na autostradę (lokalne drogi były bardzo zatłoczone). Odliczając kolejne kilometry dotarliśmy do Noja. I oto jesteśmy.
Gdyby nie bezinteresowność i wsparcie ekip Zenolop, Rychla Basieńka, Frywolnie Sunacy Oddzialik nie było by nas tutaj. DZIĘKUJEMY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz