poniedziałek, 1 października 2012

Crocodiles never die :-)

Wróciliśmy.

Jednak w piątek Zielony prawie otarł się o Złomowisko..
Tak jak pisałam właściciel pensjonatu Amaretto Szallas umówił nam wizytę w warsztacie mechanicznym ASO Seata, Skody, Subaru i poprosił znajomego Węgra by zawiózł nas na miejsce i zaanonsował :-) Bardzo mili ludzie Ci Węgrzy prawda? :-)
Dojechaliśmy, zostawiliśmy Zielonego pod opieka mechaników i czekając na diagnozę sączyliśmy kawę w pobliskim McDonaldzie :-) McDonaldy mają dwie niezaprzeczalne zalety: czyste toalety i WiFi :-)

Kiedy wróciliśmy do warsztatu, Zielony jeszcze wisiał na podnośniku.. Mechanicy z poważnymi minami przekazali nam diagnozę: "Problem tkwi w "dyfrze", któreś z łożysk jest uszkodzone.." co znaczy ni mniej ni więcej jak: "nie wiem ile przejedziecie, 3 metry, może 1 kilometr, ale jak już się zatrzymacie na skutek zmielenia fragmentu łożyska, to nie pojedziecie dalej". Brakowało nam 200 km do Polski.. byliśmy zrozpaczeni, zapytaliśmy jeszcze czy z wałem wszystko w porządku, bo z tego co wiemy, to gdzieś tam jest luz.. mechanicy odpowiedzieli, że wszystko w porządku. Poinformowali nas też, że nie spróbują nawet "dyfra" otworzyć bo nie mają części zamiennych.

Szukaliśmy rozwiązania. Zadzwoniłam do PREVENTA, zaproponował, że wyśle mi most :-) za co bardzo dziękuję, szukaliśmy kontaktu do kogoś z klubu dużego Fiata 125P na Węgrzech ponieważ zależało nam na czasie. Wiedzieliśmy, że w sobotę musimy być w kraju..
Załoga zaczęła wątpić.. no ale od czego jest Kapitan? Kapitan opuszcza statek ostatni. Powiedziałam wprost, że bez Krokodyla nie ruszam się z Węgier. Na nasze szczęście 50m od ASO zauważyliśmy mur, a na tym murze napisy "IFA, ŻUK, NYSA..". Pobiegłam tam sprawdzić czy właściciel sklepiku z częściami nie będzie zorientowany w temacie: "warsztat mechaniczny, który naprawi nam Poloneza".. Na miejscu okazało się, że pan mówi TYLKO po węgiersku. Po węgiersku odpowiedział na pytanie zadane po angielsku i po węgiersku odpowiedział na pytanie zadane po polsku.. Zapytałam też o internet (to takie międzynarodowe słowo :-) ). Najpierw zadzwonił do kogoś i podał mi słuchawkę, kobieta mówiła po angielsku, zapytałam o warsztat samochodowy, w którym można naprawić Fiata lub Poloneza. Nie bardzo potrafiła lub nie bardzo chciała mi odpowiedzieć. Później wyjaśniło się dlaczego :-)
Zasmucona.. podziękowałam właścicielowi sklepiku i już chciałam wychodzić kiedy zawołał mnie i wskazał na komputer. No tak chciałam przecież skorzystać z internetu. Podeszłam więc do stanowiska i zaczęłam szukać kontaktu do kogoś z węgierskiego klubu Fiata 125p. Ludzie z klubu wiedzieli co to Złombol :-) Dane użytkowników forum Fiata 125P dostępne były tylko po zalogowaniu, ale w międzyczasie otrzymałam kontakt do jednego z klubowiczów od PREVENTA (kontakt przyszedł sms-em). Okazało się, że ten klubowicz mówi tylko po węgiersku i niemiecku. No to dalej.. odpaliłam translate.google.pl i poprosiłam mechanika, żeby zadzwonił do tej osoby, powiedział, że jesteśmy jedną z ekip rajdowych i potrzebujemy pomocy mechanika, który będzie umiał naprawić nasz samochód. W międzyczasie w sklepiku pojawili się najpierw Dawid, a w chwilę za nim Daga i Dima. Sklepikarz spojrzał na nas dziwnym wzrokiem i zapytał czy nasz Polonez jest tu z nami? My na to oczywiście, że tak, stoi przed sklepem. Wyszedł z nami i UWAGA! poprosił nas o wjechanie autem na podwórko. Okazało się, że sam ma warsztat mechaniczny. Pewnie robi naprawy sobie i znajomym. W każdym razie zaczęło być dobrze. Podniósł Zielonego na żabie, pokręcił kołami, usłyszał "cykanie" i powiedział, że za pół godziny będzie mógł otworzyć dyfer i zobaczyć co jest nie tak. Oczywiście zgodziliśmy się. Po otwarciu "dyfra" (spuszczeniu oleju i zdjęciu pokrywy) okazało się, że wewnątrz nie ma żadnych widocznych uszkodzeń. Mechanik zdjął jeszcze koła, żeby sprawdzić jak pracują półosie. Zabrał nas do translate.google.pl i napisał, że nie widzi żadnych uszkodzeń w "dyfrze". Popatrzyliśmy po sobie, opisaliśmy objawy i poprosiliśmy jeszcze o sprawdzenie krzyżaków na wale. Wybiegł ze sklepiku i zanurkował pod auto. Po chwili wyszedł spod niego z uśmiechem na twarzy. Już wiedział gdzie tkwi nasz problem. Znowu pobiegliśmy do translate.google.pl i dowiedzieliśmy się, że w środkowym krzyżaku wału są uszkodzenia, widać rdzawy wyciek.. Zapytaliśmy jeszcze czy jest w stanie ZDOBYĆ ten krzyżak i go wymienić. Dalej mogło się okazać, że na część do Poloneza będziemy czekać do wtorku.. Mechanik usiadł do drugiego stanowiska, odpalił system zaopatrzenia w części, a tam części DAEWOO do POLONEZA :-) Okazało się, że możemy je mieć od ręki, a auto będzie gotowe do 15:00 Wyobrażacie sobie naszą radość? A wszystko to za 6000ft (czyli około 87pln). Oczywiście zostawiliśmy panu napiwek, ogromną naklejkę ZŁOMBOLOWĄ i prezent z Grecji, coby wypił za nasze zdrowie, uratował nam w końcu tyłki :-)

Gdy tylko auto było gotowe ruszyliśmy do Małopolski. Odwiedziliśmy moich rodziców, następnego dnia ruszyliśmy do Wirów gdzie przywitał nas szampan :-)
Do Poznania dobiliśmy w niedzielę.

Przejechaliśmy 6111km, odwiedziliśmy 11 krajów (Czechy, Austrię, Słowenię, Chorwację, Czarnogórę, Albanię, Grecję, Bułgarię, Rumunię, Węgry, Słowację).. i w komplecie wróciliśmy do domu. Jestem z nas bardzo dumna.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz