poniedziałek, 11 września 2017

Bilbao, Gestalugatxe, nocny odcinek specjalny i San Sebastian.

Złombol to stan umysłu. W sobotę odwiedziliśmy Bilbao. Piękne miasto pełne zakamarków, wartej podziwiania architektury. Muzeum Guggenheim i piękna Starówka. W Bilbao poznaliśmy też Michała z ekipy Królowie Szos. Ponieważ w Bilbao wylądował kilka godzin wcześniej oprowadzil nas po mieście dzieląc się swoimi wrażeniami :)

Z Bilbao ruszyliśmy w góry, wybrzeżem. Do Gestalugatxe. Niesamowite miejsce. Polecamy gorąco. To klasztor położony wysoko na skalistej wyspie, do którego prowadzą wąskie i strome schody. Polska Husaria ruszyła z impetem jednak na sam szczyt dotarła zdyszana. Po drodze spotkaliśmy kolejną ekipę, z Łady Niwa. Uczciliśmy to radosne spotkanie tonikiem, którego z niewytłumaczalnych powodów mieliśmy dokładnie w takiej ilości w jakiej się zebraliśmy. 5 puszek :)

Jako kolejny punkt obraliśmy kamping w Orio. Niestety na górskim odcinku pokonywanym nocą złapała nas ulewa. Ściany wody zmusiły nas do nieplanowanego postoju i awaryjnego szukania noclegu. Trafiliśmy do restauracji, w której akurat odbywało się wesele. Właściciel był na tyle miły, że w naszym imieniu zadzwonił do swojej znajomej prowadzącej agroturystykę i dał nam dokładne wskazówki dojazdu na miejsce. Miejsce które było niesamowicie urokliwe. Położone na jednym ze szczytów. Zmęczeni czym prędzej poszliśmy spać. Rano okazało się, że ulewa dała się we znaki Bąblowi. Deszcz spowodował zwarcie, które całkowicie rozładowało akumulator Fiacika. Zanim zdiagnozowaliśmy, że to zwarcie próbowaliśmy odpalić na pych. Nie udało się. Michał został z Bąblem my pojechaliśmy na najbliższa stację kupić kable rozruchowe. Gdy wróciliśmy podjechał Anglik podróżujący po świecie kamperem. Na wstępie przeprosił nas, że mówi tylko po angielsku co wywołało w każdym z nas ogromny entuzjazm. Zapchał razem z nami Bąbla na parking agroturystyki. Zaparzył wszystkim kawę, my podaliśmy ciastka i zaczęliśmy rozmawiać i myśleć nad problemem. Zdiagnozowaliśmy i usunęliśmy usterkę w około dwie godziny. Godziny pełne rozmów, szczypty muzyki (okazało się, że zarówno Michał jak i nasz nowo poznany Anglik są muzykami). Ukulele poszło w ruch. Przyłączyli się do nas goście i właścicielka agroturystyki co spowodowało, że wszystkim zebranym poprawiły się nastroje. Pojawiła się nawet znajoma właścicielki pochodząca z Mołdawii i probująca się z nami porozumieć po rosyjsku. Co to był za poranek :) To jest Złombol :)

Wczoraj zwiedziliśmy zatłoczony San Sebastian. Zjedliśmy lokalne Pintxos (Tapas) i zaplanowaliśmy kolejny wspólny nocleg. Wspólnie spędzony wieczór pełen był rozmów, lokalnych przysmaków i zielonego wina. Dzisiaj Michał pojechał do Bordeaux, a my do Tuluzy. Tu-luz-ujemy :) Pan Hrabia pozwolił :) Jutro zwiedzamy miasto i ruszamy dalej. Do napisania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz